Dzisiaj będzie trochę o grach
ponieważ coraz bliżej premiera Dragon Age: Inquisitions przydałoby się
powspominać poprzednie części. Uprzedzam, iż mogą się tu znaleźć spoilery,
ponieważ ja jako gracz skupiam się najpierw na fabule mniej na grywalności,
silnikach i temu podobnych rzeczach.
Pierwsza odsłona gry Dragon Age:
Origins, jak to z pierwszymi częściami bywa, była, moim skromnym zdaniem,
najlepsza. Ciekawa i innowacyjna fabuła atakowała nas najpierw wciągnięciem w
szeregi Szarych Strażników by za jakiś czas poinformować nas, że zostało nam przez
to jakieś 30 lat życia. Gorzko-słodka satysfakcja ale cóż. Żeby sobie z tym
poradzić mamy do dyspozycji wielu towarzyszy, jakże odmiennych i przez to
niezwykle ciekawych plus oczywiście Shale – wygadany kamienny golem lubiący się
stroić w błyskotki. Oczywiście mój numer jeden to Alistair i jego pytanie „Czy
lizałaś w zimie latarnię?” muszę przyznać, że do tej pory ta metafora przyzywa
uśmiech na mojej twarzy. Było ich w DA
wielu, każdy ze swoją historią, logiczną i ciekawą do samego końca. Kto nie
kocha Oghrena :D, ciekawe wybory, które autentycznie skłaniają nas do myślenia
i zastanawiania się nad konsekwencjami, które będą widoczne. Nawet to jaką rasę
wybierzemy od samego początku będzie wpływać na naszą fabułę.
Druga część DA była lekkim
rozczarowaniem. Możemy być tylko człowiekiem to na początek. Nastrój jakiś taki krucjatowy, choć o wiele bardziej rozwinięta cześć
filozoficzna. Ale po której stronie się nie opowiesz wychodzi nieciekawie,
fabuła jakby fajna i wciągająca ale luki między rozdziałami, które trwają po
kilka lat dość dziwne. Rodzina, z którą rozpoczynamy grę rozpada nam się w
miarę upływu gry, tracimy wszystkich, niektórych w dość makabryczny sposób.
Towarzysze mają bardziej skomplikowane osobowości, wręcz czasami irytujące – ja
na przykład nie mogłam znieść Meril, no nie i koniec. Fenris pomimo, iż najprawdopodobniej
ma być najprzystojniejszym męskim towarzyszem (fakt, tu trzeba się zgodzić),
jest wręcz momentami Emo, mamy kapłana, który poprzysiągł celibat, i jego
zupełne przeciwieństwo Izabelę, którą ja najcieplej wspominam, choć jej wygląd
diametralnie zmienił się od DA 1, podobnie jak wygląd elfów. Najgorszym
rozczarowaniem dla mnie był Anders ale dzięki niemu zakończenie wmurowuje nas w
krzesło, choć skłamała bym gdybym nie powiedziała, że lekko się tego
spodziewałam. Jeśli chodzi o elfy, do mnie jakoś ten ich nowy image nie
przemawiał, choć muszę przyznać, że dzięki temu zyskały jako zupełnie odmienna
rasa a nie po prostu ludzie z długimi uszami.
Dlatego nie wiem zbytnio czego
spodziewać się po DA: Inquisitions, oby nie było tak jak z Mass Effect 3, ale o
tym innym razem. Póki co czekamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz