niedziela, 1 czerwca 2014

Dragon Age

Dzisiaj będzie trochę o grach ponieważ coraz bliżej premiera Dragon Age: Inquisitions przydałoby się powspominać poprzednie części. Uprzedzam, iż mogą się tu znaleźć spoilery, ponieważ ja jako gracz skupiam się najpierw na fabule mniej na grywalności, silnikach i temu podobnych rzeczach.

Pierwsza odsłona gry Dragon Age: Origins, jak to z pierwszymi częściami bywa, była, moim skromnym zdaniem, najlepsza. Ciekawa i innowacyjna fabuła atakowała nas najpierw wciągnięciem w szeregi Szarych Strażników by za jakiś czas poinformować nas, że zostało nam przez to jakieś 30 lat życia. Gorzko-słodka satysfakcja ale cóż. Żeby sobie z tym poradzić mamy do dyspozycji wielu towarzyszy, jakże odmiennych i przez to niezwykle ciekawych plus oczywiście Shale – wygadany kamienny golem lubiący się stroić w błyskotki. Oczywiście mój numer jeden to Alistair i jego pytanie „Czy lizałaś w zimie latarnię?” muszę przyznać, że do tej pory ta metafora przyzywa uśmiech na mojej twarzy.  Było ich w DA wielu, każdy ze swoją historią, logiczną i ciekawą do samego końca. Kto nie kocha Oghrena :D, ciekawe wybory, które autentycznie skłaniają nas do myślenia i zastanawiania się nad konsekwencjami, które będą widoczne. Nawet to jaką rasę wybierzemy od samego początku będzie wpływać na naszą fabułę.



Druga część DA była lekkim rozczarowaniem. Możemy być tylko człowiekiem to na początek. Nastrój jakiś taki krucjatowy, choć o wiele bardziej rozwinięta cześć filozoficzna. Ale po której stronie się nie opowiesz wychodzi nieciekawie, fabuła jakby fajna i wciągająca ale luki między rozdziałami, które trwają po kilka lat dość dziwne. Rodzina, z którą rozpoczynamy grę rozpada nam się w miarę upływu gry, tracimy wszystkich, niektórych w dość makabryczny sposób. Towarzysze mają bardziej skomplikowane osobowości, wręcz czasami irytujące – ja na przykład nie mogłam znieść Meril, no nie i koniec. Fenris pomimo, iż najprawdopodobniej ma być najprzystojniejszym męskim towarzyszem (fakt, tu trzeba się zgodzić), jest wręcz momentami Emo, mamy kapłana, który poprzysiągł celibat, i jego zupełne przeciwieństwo Izabelę, którą ja najcieplej wspominam, choć jej wygląd diametralnie zmienił się od DA 1, podobnie jak wygląd elfów. Najgorszym rozczarowaniem dla mnie był Anders ale dzięki niemu zakończenie wmurowuje nas w krzesło, choć skłamała bym gdybym nie powiedziała, że lekko się tego spodziewałam. Jeśli chodzi o elfy, do mnie jakoś ten ich nowy image nie przemawiał, choć muszę przyznać, że dzięki temu zyskały jako zupełnie odmienna rasa a nie po prostu ludzie z długimi uszami.


Dlatego nie wiem zbytnio czego spodziewać się po DA: Inquisitions, oby nie było tak jak z Mass Effect 3, ale o tym innym razem. Póki co czekamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz